Serwis biegacza – bolący dół pleców
Raz na rok (na szczęście nie częściej) w organizmie zapala się czerwona lampka i dopomina się serwisu. Gdy inni w pocie czoła trenują przed jesiennymi maratonami ja zajmuję się głównie wizytami u rehabilitantów.
serwis
źródło: www.e90post.com
Cała historia zaczęła się 2 tygodnie temu od paskudnej infekcji gardła. Na szczęście gorączki nie zanotowałem. Leczyłem się domowymi sposobami i nieco farmakologią. Wykurowałem się w dzień urodzinowego truchtania. Zakończyłem 23km z bolącymi łydkami. We wtorek dokończyłem urodzinowy dystans biegnąc10km w Lidlowych butach. Mimo licznych przerw po biegu samopoczucie nie było najlepsze. Niby leniwy bieg a łydki jeszcze mocniej dokuczały niż 2 dni temu…
We czwartek po pracy próbowałem się wybrać na porządny trening (9x 300m podbiegów). Nie udało się – zablokowało mi dolny odcinek kręgosłupa. Leżenie niczym fakir na kolczastej macie przynosiło ulgę jedynie na około 30minut. Piątkowy ranek po wczesnej pobudce i kolcowaniu wydawał się doskonałym terminem do nadrobienia zaległości treningowych. Jednak już pierwsze kroki uświadomiły mi jak zły był to pomysł. Ból dokuczał dość mocno utrudniając chodzenie i siedzenie.
Wizja trzech dni na lekach przeciwbólowych jedynie tłumiących dolegliwości mnie przerażała… Desperacko poszukiwałem natychmiastowego terminu wizyty u warszawskich osteopatów. Wszystkie znane mi osoby odmówiły. Udało się dopiero u osoby znalezionej w Internecie. Co ciekawe – zaledwie jeden z 7 gabinetów zaproponował mi wizytę w terminie dodatkowym – specjalnie dla cierpiącego pacjenta.
Mimo bolesnego masażu nie udało się przez ponad godzinę odkręcić wszystkich problemów. Zrobiło mi się nieco lżej, ale nadal o komforcie nie było mowy. Cudem udało mi się przetrwać weekendowe zabawy z córką. Najchętniej całe dni spędziłbym leżąc z uniesionymi nogami ugiętymi w kolanach. W niedzielny wieczór ból nieco zelżał więc kontrolnie poszedłem na 30 minut truchtania z żoną. Nie było ani dobrze ani źle.
W poniedziałek kolejny raz fizjoterapia – tym razem w zaprzyjaźnionym Fizjoclubie. Lista tortur była dość długa: bolesne odblokowywanie miednicy, rozmasowywanie mięśni wokół kręgosłupa. Kark, kolano a nawet kostka również zostały docenione przez Mateusza. Właściwie po rozmasowaniu mięśni miednica sama wróciła do poprawnego ustawienia. Po wizycie byłam jak nowo narodzony.
Wystarczył jednak wieczór i chwila siedząco – problem znowu powrócił. Bardziej jako dyskomfort, ale o prawdziwym trenowaniu nie ma mowy.
We wtorek miałem rano pobiegać lżej niż było to w planie, ale sen okazał się silniejszy. Wieczorem zamiast robić swój trening towarzyszyłem małżonce w 40 minutowym truchcie poprzedzonym leżeniem na kolcach.
We środę wreszcie lekki trening 60 minut Easy Run. Nadal nie jest dobrze z plecami a wypracowana forma nieco mnie opuściła. Próbuję znowu kolców, ale ulga jest chwilowa.
We czwartek kolejny raz byłem na zabiegach. Napięcie było znaczne mniejsze jak w poniedziałek, ale nadal było. Zarówno mięśnie wokół miednicy ze strony brzucha jak i na plecach musiały zostać rozluźniane. Podobnie rotatory stawu biodrowego po prawej stronie. Poszukiwania winowajcy nie zostały zakończone sukcesem. Głównym podejrzanym problemów jest więzadło krzyżowo-biodrowe grzbietowe długie (ligamentum sacroiliacum dorsale longum). Wygląda, że jego podrażnienie spowodowały moją blokadę. Zalecenia – odpoczynek przez kilka dni, automasaż z wykorzystaniem piłeczki tenisowej.
Jeszcze w piątek pożaliłem się trenerowi na swoją kruchość. Z uwagą wysłuchał i zarządził kilka dni przerwy. Nawet truchtanie z żoną mam odpuścić. Dodatkowo smarować bolące okolice 10% maścią Naproxenu.
Mimo potwornego upału (przy okazji gratuluję determinacji wszystkim biegnącym w Biegu Powstania) miałem dziką ochotę wyjść pobiegać. Po głowie krążyły myśli – gdzie popełniłem błąd. Czy było nim truchtanie po infekcji? Czy problem z bolącą po biegu łydką został zlekceważony? Czy dojeżdżanie do pracy góralem przyczyniły się do moich problemów? A może nie wystarczająca ilość rozciągania i ćwiczeń siłowych?
Czuję się trochę bezsilny nie mając jednoznacznej diagnozy problemu. Bezpośrednio po zabiegach jest mi lekko. Wystarczy jednak chwila w pozycji siedzącej bądź przespana noc i problem wraca jak bumerang.
Dobrze mieć bloga i móc się wyżalić przed światem. Teraz czekam na słowa otuchy 🙂