Finalny test
Niedzielny poranek przywitał miłym chłodem i słoneczną pogodą – wprost wymarzone warunki na bieganie. Poranny banan na dodanie energii i toaleta, parę łyków picia. W głowie koncentracja i niepewność ile uda mi się przebiec. Czy osiągalne będzie 25km? Wczoraj żona prosiła, abym się nie forsował i przebiegł dychę. Tak bardzo chciałbym przebiec maraton. Z tej porannej zadumy nie wziąłem ze sobą niczego do picia, na szczęście pogoda łaskawa dla biegaczy – nie za zimno, nie za gorąco. Po rozgrzewce przystąpiłem do konfiguracji biegu, trening typu dystans, odległość wbrew rozsądkowi 25 km.trening_2009_08_30
Ruszyłem i jak zwykle lewa noga dała mocno znać o sobie bólem. Na dodatek pierwsze metry trasy przebiegały wyboistą drogą. Wczorajszy intensywny deszcz pozostawił tam swoje ślady w postaci licznych kałuż. Ich omijanie nie sprzyja płynnemu biegowi. Będę więc musiał lekko zmodyfikować trasę, tak aby przebiegała utwardzonymi ścieżkami.
Mijały kolejne kilometry, ból lekko ustępował, ale wiedziałem, że nie dam rady przebiec 25km. Za wcześnie miałem dolegliwości, czułem, że one jeszcze powrócą. Koncentrowałem się na technice biegu i wyczuwałem instynktowne próby ochrony lewej nogi. Wiele wysiłku zajęło mi przełamanie strachu przed bólem i zmuszenie do ruchu w pełnym zakresie. Gdy się udało znowu powróciła radość i płynność biegu. Duże kółko przebiegnięte(6km), choć nie bez trudu. W głowie diabełek – przestań boli Cię przecież noga. Widząc koniec kółka wstąpiła we mnie nowa energia – miało być 10km to będzie.
Krótkie 2 kółka miały dwa męczące podbiegi, gdzie znacznie spadało tempo i nadzieja na mały sukces. Po drodze ból narastał, starałem się stawiać tak kroki Finalnie na szczęście 11,17km przebiegnięte w dobrym tempie 6:02/km co dało 1:07:27. Na końcu poczułem radość i uderzenie endorfin. Tyle właśnie muszę przebiec by poczuć się wspaniale 🙂
Podsumowanie:
Na plus:
powrót do biegu na dystansie 11km
samopoczucie po biegu
Na minus:
ból lewej nogi
trudności z przebiegnięciem dystansu, kryzys na 11km