Szybkie 5km

Pobudka! Niedzielny poranek. Ciężko się podnieść z łóżka mając tą świadomość. Usłyszałem, że przejeżdżające samochody przejeżdzają przez kałuże. Pewnie pada i to mocno. Natura jednak podniosła mnie do łazienki. Wracając zerknąłem przez okno. Nie było tak źle kałuże były, ale niebo nie zwiastowało dalszego deszczu. Skoro już wstałem, zakładam strój. Pobiegajmy. Ranek był chłodny, a słońce zaczęło się przeciskać przez podeszczowe chmury. Doskonała pogoda do biegania.

trening_2009_09_13

Mając w głowie poprzednią lekcję rozpocząłem małymi kroczkami. Kolejny raz dało rezultat. Wkrótce lekko pofrunąłem nad trasą. Żadnego bólu – nareszcie! Tempo wyśmienite – tak dobre, że przy drugim podbiegu dopadła mnie lekka zadyszka. Czułem się wyśmienicie. Gdy zacząłem myśleć o kolejnych 5km znajomy dręczyciel powrócił. Mocniej niż wcześniej. Marzenia prysły. Po prawie 5,5km musiałem się zatrzymać. Na pocieszenie pozostał świetny rezultat – 5.48km w tempie 5:46/km dało czas 31:39.

Następnego dnia ból był już bardzo dokuczliwy. Nie zwiastuje to dobrze mojemu bieganiu na 10km. Nie mam pomysłu co z tym zrobić. Wizyta u ortopedy wydaje się nieuchronna.

Podsumowanie:

Na plus:

świetne tempo i wydaje się, że rekord na 5km
luźny bieg

Na minus:

powracający ból niezależnie od techniki