Misja Poznań odcinek 1 – prolog
Pierwszy niepełny tydzień z kroków do maratonu za mną. Wejście z przytupem miało pomóc zweryfikować czy moja kontuzja nie powróci. Póki co odpukać w niemalowane jest nieźle.
Formula Two
źródło: motorsport.com
Będzie to mój czwarty maraton. Z grubsza już wiem czego się spodziewać, jakich błędów nie popełniać. Martwi mnie jedynie moja dyspozycja, bo czasu jest niewiele. Liczę jednak na trenerskie doświadczenie Grześka i swoją sumienność w treningu.
Dla mnie Poznań ma szanse być kolejnym biegiem na królewskim dystansie. Dla mojego brata będzie debiutem. Przyznam, że imponuje mi jego spokój przygotowań, brak planu(!), brak ciśnięcia na wynik, napinania się. Biega na tyle, na ile pozwala mu zdrowie i wolny czas. Staram się mobilizować go do wybiegania odpowiedniego kilometrażu, sugeruję akcenty. Gdy przypomnę swoje przygotowania do debiutu – były zupełnie inne. Dyscyplina, konsekwencja, kilometraż, plan Skarżyńskiego oraz mocne postanowienie złamania czwórki. Tak czy inaczej trzymam kciuki i mam nadzieję na wspólny uścisk na starcie i mecie.
czwartek 08.08 – ( 15 minut rozgrzewki 10x400m w 1:39-1:40 tempo 4:09/km)|200m przerwy +3x 200m w tym samym tempie|200m przerwy + schłodzenie) – Przed treningiem moje własne założeniem było robić przerwy w marszu. Pierwsze odcinki nieco poniżej tempa, każdy kolejny starałem się biegać coraz szybciej. Przerwy w marszu regenerowały bardzo dobrze. Gdy skupiałem się mocno na technice biegu (odbicu z palców, zagarnianiu jak największej przestrzeni nogami) z łatwością na pierwszych 200m przekraczałem założenia tempowe 🙂 Końcowe 200m to już przyjemność – wiadomo, że najtrudniejsze już za nami. Po biegu samopoczucie dość dobre, plecy nie dokuczały.
niedziela 11.08 – (14-22km w tempie 5:06/km – 5:49/km) – termin niedzielnego wybiegania nie był sprzyjający tuż przed godziną 13:00. Było słonecznie, gorąco. Każdy z nas wie, że to kiepskie warunki do długiego biegania. Stąd zamiast wydeptywać stołeczne chodniki wybrałem się do Lasku na Kole by pokręcić się na 3km pętli. Na szybko przed wyjściem zjadłem połówkę banana i schwyciłem bidon, a także na wszelki wypadek żel. Starałem się trzymać górnej granicy tempa. Z każdą chwilą traciłem jednak wodę i siły. Rozsądnym wydawało mi się podzielenie treningu na 5km odcinki. Po każdym z nich przechodziłem do 100-200m marszu. Gdyby nie woda i taktyka nie dałbym rady dotrzymać nawet minimalnego dystansu treningu. Na domiar złego na 15km potwornie opadłem z sił. Ratowałem się żelem i był to ratunek skuteczny. Zaledwie po kilku minutach było mi lżej. Niedzielne bieganie zakończone z 17km na liczniku i z dość dużym zmęczeniem.
Oprócz treningów codziennie robię 3×20 brzuszków a w dni nietreningowe dokładam rozciąganie ze szczególnym uwzględnieniem mięśni pośladkowych i czworogłowych.
Dzisiaj opublikowano trasę maratonu. Według relacji znajomych będzie podobnie do ubiegłego roku – czyli z dość długim podbiegiem ulicą Belgradzką Serbską. Po cichu już tęsknie za płaskim Berlinem 🙂