Najtrudniejszy tydzień – powrót po roztrenowaniu

To, że roztrenowanie powinno się wykonywać nie trzeba chyba przekonywać żadnego biegacza amatora. Ja wybrałem klasyczny wariant miesiąca nie biegania, który miał pierwotnie być przeznaczony na inne niebiegowe czynności, w tym naukę pływania kraulem.

actions-view-calendar-week-icon-png

Jak zwykle rzeczywistość zawodowa okazała się brutalna, spora liczba nadgodzin skutecznie przekreśliła te plany. Nie o tym miał być ten wpis. O pierwszym tygodniu po niebieganiu.

Dla mnie to niezwykle frustrujący okres. Bieganie, te same, które sprawiało dużo przyjemności, niezwykle męczy. Do tego stopnia, że po pierwszym od miesiąca bieganiu walczyłem, żeby nie wrócić do domu po 15 minutach. Jedynym i skutecznym powodem do pobiegania godzinę była spodziewana reakcja żony. Ona amatorka bez żadnych ambicji startowych czy wynikowych przebiega około 40 minut na treningu. Ja ambitny amator, maratończyk wracam po kwadransie 🙂

O ile udało się dość szybko opanować tą niemoc to druga jej odsłona przybiła mnie kompletnie. Po bieganiu bez planu i regularności nadszedł czas na pierwszy tydzień prawdziwej pracy.

Pierwszy zaplanowany trening zrobiłem z trudem (10 podbiegów), do kolejnego już nie dałem rady się zregenerować. Zamiast biegu progresywnego wyszedł spokojny. Małą wymówką mógł być silny wiatr, ale nie czułem się na siłach przyspieszyć. Na koniec tygodnia miało być wybieganie 18-25km. Odbyło się w miłym towarzystwie Piotrka, ale tempo – zupełnie luźne w poprzednim sezonie było niekomfortowe. Męczyłem się potwornie. Trudno uwierzyć, że ta sama osoba kilka miesięcy temu biegała maraton z taką prędkością. Do domu dotarłem na miękkich nogach marszobiegiem. Na dodatek potwornie wiało i przez tą niemoc potwornie zmarzłem.

Dlatego nie lubię powrotów po roztrenowaniu, tego uczucia ciężkości i wysiłku. Tych czarnych myśli, które pojawiają się w głowie. Tego braku przyjemności z biegania. Po cichu liczę, że ten kryzys szybko minie i odzyskam na nowo siebie sprzed dni lenistwa.